- Ciekawostki
- 100 lat w Zborowskiem
- Czy wiesz, że?
- Dożynki Gminne 2023
- Genealogiczne vademecum
- Gminne Dożynki w Zborowskiem 2016
- Goik w Zborowskiem
- Gwara śląska
- Kołowrotek
- Mażoretki
- Przyroda w Zborowskiem
- Przyroda Zborowskiego okiem i aparatem Artura Seget
- Przyroda Zborowskiego okiem i aparatem Artura Seget cz. 2
- Sesja zdjęciowa w Zborowskiej Fabryce Fajek
- Sesje Zdjęciowe 2024
- Skubanie pierza w Zborowskiem
- Spotkanie Kręgu Przyjaciół Zapomnianej Historii
- Stroje ludowe i ubiory
- Stroje ludowe i ubiory cz. 2
- Stroje ludowe i ubiory cz. 3
- Stroje ludowe i ubiory cz. 4
- Wojciech Inglot
- Wystawa Wojtka Inglota
- Zborowskie na pocztówkach i fotografiach
- Zdjęcia Elżbiety Misztal
- Zieloni CUP Zborowskie 2017
- Żniwne 2013
- Żniwne 2014
- Żniwne 2015
Skubanie pierza w Zborowskiem
Opublikowano: niedziela, 2 lutego 2014 18:27Ten temat chodził za mną już od dawna i dlatego już w okresie letnim, dzięki pomocy Edyty Baron z ul. Dolnej (piszę tak specjalnie bo na skubaniu były dwie) zrobiłem kilka zdjęć z panią Margot Jaśkiewicz gdy zajmowała się gęsiami w ogrodzie. Nie mogłem sobie też odmówić fotki z indykami, których pierze też czasem się skubie, a karmienie prześlicznych kóz jakie mają państwo Jaśkiewicz również nie mogło ujść mimochodem.
Z panią Margot umówiłem się że w okresie zimowym, takim właśnie typowym na to zajęcie, że zrobimy kilka zdjęć, nagramy mały klip i zaprezentujemy państwu.
Skubanie pierza to żmudna i ciężka praca. W okresie zimowym kiedy to gospodynie domowe zwolnione z prac w polu i ogrodzie spotykały się jedne u drugich by skubać pierze.
Dziś praktycznie już tak się nie robi, ze względu na brak zapotrzebowania na ten surowiec. W dobie centralnego ogrzewania, gdzie cały dom jest równomiernie ogrzewany nikomu nie jest już potrzebna gruba ciepła pierzyna do zimnej słabo, lub wcale nie ogrzewanej sypialni. Lekkie, niezbyt ciepłe kołdry, przeważnie z tworzyw sztucznych (nie wiadomo czy zdrowych) wyparły całkowicie ciepłe puchowe pierzyny z gęsiego pierza.
Całkowicie inaczej sytuacja przedstawiała się jeszcze 50 lat temu, kiedy pierzyna z poduszką była w cenie jednej krowy i niejednokrotnie stanowiła wyprawkę dla panien wychodzących za mąż. Gdy panna wychodząc za mąż wnosiła w posagu dwie pierzyny z poduszkami (dla siebie i męża) to już było coś !!!
Skąd taka duża wartość spróbuję wyjaśnić.
Wsypa - od zawsze bardzo drogim elementem pierzyny był inlet na wsypy (bardzo gęsta tkanina bawełniana, o splocie skośnym, atłasowym, z reguły czerwona). W ciężkich czasach inlet na wsypy potrafił kosztować średnią pensję robotnika, do tego poszewki na pierzynę i poduszki.
Pierze - gęsi trzeba hodować od wczesnej wiosny do późnej jesieni, prawie zimy. W tym okresie podskubuje się je dwa lub trzy razy w zależności jak się o nie dba, ta znaczy jak są karmione.
Z pierwszego podskubku uzyskuje się ok. 200 gram pierza, tak samo z drugiego. Z trzeciego, pod warunkiem że mamy duże dobrze wykarmione gęsi można uzyskać jeszcze kolejne 200-250 gram, ale to zdarza się raczej rzadko. To ile razy i kiedy podskubywać gęsi ocenia gospodyni na podstawie ich wielkości i samorzutnego tracenia pierza, czyli jak na podwórku zaczyna się robić biało to znaczy że nadeszła pora na podskubek. Takim ostatecznym terminem na podskubek jest 15 październik. Chodzi o to by do zimy zdążyły wyrosnąć jeszcze nowe piórka. Na jedną pierzynę z poduszką trzeba pierza z 12 do 15 gęsi. Następnie to wszystko wyskubać. Prawie zawsze długimi zimowymi popołudniami i wieczorami, a zajmowało to 6 do 8 osobom nawet dwa tygodnie. Czasami trzeba było sąsiadce, czy koleżance za skubanie zapłacić, ale często bywało tak że po zakończeniu pracy w jednym gospodarstwie szło się niejako odpracować do następnych. Jak wyglądało skubanie spróbuję pokazać na poniższych zdjęciach i niewielkim klipie filmowym poniżej.
Tutaj można zobaczyć klip wideo jaki został nagrany u państwa Jaśkiewicz.
Panie które brały udział w skubaniu:
Opowiadania, baśnie, legendy i piosenki.
Takie wieczorne spotkania odrywały nasze gospodynie od szarej codzienności i oprócz pracy pozwalały poplotkować, powspominać stare historie i legendy, wymienić doświadczenia, czasami zaśpiewać jakąś piosenkę i czasami również się pomodlić.
Pamiętam kilka takich opowiadań. Moja ciocia Franciszka Pietraś, prawie zawsze wspominała o "wodzeniu", błądzeniu, zaniku orientacji w lesie podczas próby znalezienia drogi do domu po zakończenie zbierania grzybów czy jagód. Lasy okoliczne znała doskonale, bo stanowiły one w trudnych czasach dodatkowe źródło utrzymania, a mimo to z "Lagru" (las za Chroślą) nie zawsze droga była prosta do domu. Podobno było tam kiedyś cmentarzysko żołnierzy napoleońskich i to właśnie temu przypisywano "wodzenie".
Innym ciekawym opowiadaniem było to, jak to trzech kolegów postanowiło wystraszyć czwartego powracającego z pracy przy dymarkach na Brzegach. Podobno weszli do dużych jutowych worków i czekali by móc kolegę wystraszyć. Zmierzchało, prawie noc, a tu nagle mocno zaszumiało i odezwał się donośny głos - za moich czasów była tu już trzy razy wieś i trzy razy las, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Ci którzy mieli straszyć, sami tak bardzo się wystraszyli, że w pośpiechu wyskoczyli z worków i biegiem, z duszą na ramieniu do domu, gdzie zaczęli opowiadać co to im się przytrafiło.
Opowiadaniom o "Świetlikach” też nie było końca. Czasami "Świetliki" (małe płomyki) pomagały dojść do domu, czasami co bardziej strachliwych mocno potrafiły wystraszyć, a czasami próbowały zmylić drogę.
Ile było w tym prawdy nikt już się nie dowie, choć podobno w każdej legendzie jest jej źdźbło. Jurek Kosytorz opowiadał mi jak to podczas skubania, będąc małym chłopcem, wysłuchawszy takich opowiadań, został wysłany przez mamę na strych po cukier - podobno było ciekawie.
Doskubek - to nieodzowny element skubania pierza. W ostatni dzień, po wyskubaniu wszystkiego gospodyni przygotowywała dla uczestników poczęstunek. Oprócz normalnej kolacji, na doskubku było zawsze coś słodkiego (np. kołoc z posypkom), kawa, czasami tylko zbożowa bo nie zawsze ta prawdziwa była dostępna, a czasami była za droga i do tego prawie zawsze jakaś butelka wina lub likieru domowej roboty. Zdjęcia z naszego doskubku prezentuję poniżej.
Edyta Baron upiekła kołoca, Elżbieta Kaczmarek przygotowała kawę, a ja kupiłem butelkę Gluhwein-u i tak przy pięknej choć krótkiej biesiadzie doskubkiem zakończyliśmy skubanie pierza u państwa Jaśkiewicz.
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za przybycie i pomoc w przygotowaniu tego materiału, a specjalnie panu Aloizowi za przygotowanie pomieszczenia i napalenie w piecu - było fajnie i ciepło.
Opracował: Witold Segeth
Zborowskie, Grudzień 2013
Źródła:
- Zdjęcia - Witold Segeth
- Klip wideo - Sebastian Segeth
- Zdjęcia wsyp - strony internetowe
- Opracowanie graficzne i wideo - SEGETH-NET