Bajki w dialekcie ze Zborowskiego
Opublikowano: piątek, 21 lutego 2014 00:06Wpadła mi kiedyś w ręce książka pana Marka Szołtyska "Elementarz Śląski". Godna polecenia, bogato ilustrowana i pięknie wydana. To ona była dla mnie pewną inspiracją by przygotować ten materiał. Znalazłem w nim nasze popularne bajki, przetłumaczone, lub jak kto woli napisane po Śląsku, ale w gwarze Górnośląskiej. Poszperałem trochę w internecie, znalazłem jeszcze kilka innych wersji, wydrukowałem i podrzuciłem mojej żonie. Ona z kolei spotkała się z Elżbietą Kaczmarek i Edeltrautą Wengiel, by wspólnie przetłumaczyć tekst, dostosować do gwary Zborowskiej. Następnie poprosiliśmy tą wspaniałą trójkę młodych ludzi, uczniów Szkoły Podstawowej w Zborowskiem, by przeczytali te bajki. Co z tego wyszło, możecie państwo zobaczyć i posłuchać poniżej.
Pan Hilary
Loto, tyro Pan Hilary, do dekla mu piere
bo kaś tyn borocek stracioł swoje brele.
Suko w galotach, siakyt obmacuje,
przewroco czewiki, psińco znajduje.
Bajzel w śranku i byfyju,
tera leci do antryju.
„Kurde” - woło – „Kurde bele!
Ktoś mi porwoł moje brele”
Przewroco zeslug i pod nium filuje,
Borok sie wnerwio, gnatów jus nie cuje.
Śtucho w kachloku, kopie w kredynsie
glaca spocono, cały sie czynsie.
Pierońskie brele na amyn kaś podziało
Za oknym jus downo blank sie ściemnioło
Do rzadła teroz zaglondo Hilary
As mu po puklu przefurgły ciary.
Patrzi na kichol, po łebie się puko
bo znodły sie brele te co tak ich sukoł.
Cy to nie gańba ? Powiecta sami
Mieć brele na kocholu a sukać pod ryćkami.
Lokomotywa
Jest na banhowie ciysko masyna
Rubo jak kachlok – ni limuzyna
Stoji i dycho, parsko i zipie,
a hajcer jesce wongiel w nia ciepie.
Po tym wagony pozapinali
i całym śwongiem kaś pojechali.
W piyrsym siedziały se dwa Hanysy
Jedyn kudłaty, a drugi łsysy,
Prawie do siebie nie godali
Bo się do kupy jesce nie znali.
W drugim jechała banda goroli
Wiyźli ze sobom krzinka jaboli
I połne kofry samych preswusztów
I wiepszka prościutko z rustu.
Piyli i zarli, jesce śpiywali
Potym bez łokno rzigali.
W czecim Cygony, Zydy, Araby
A w cwortym jechały zaś same baby.
W piontym zaś Ruse, Ci mieli zycie!
Sasza łozarty siedzioł na tricie.
Gwiozda mioł na copce, stargane łachy,
Krziwioł pycholem i ciepoł machy.
A w szóstym zaś boły same armaty,
Co je wachowoł, jakiś puklaty.
W siódmym dwa śranki, pufy wertiko,
smycy masyna moze do nikond.
Jak przejyzdzali bez Ślonkie Piekary
Kaj wom to robiom kołka do kary,
Masyna śtopła! Kofry śleciały
I kozdy lotoł jak pogupiały.
To jakiś ćmok i łajza!
Mog iś do haźla abo do lasa,
Nie pokazywać tego mamlasa!
Potym mu ale do smat nakopali,
masyna rusyła, zug jechoł dalyj.
Bez pola, lasy, gory, tunele
mijoł za sobom te duperele
az sie zagrzoły te biydne glajze,
masyna stopła i koniec jazdy.
Murzynek Bambo
W Afryce miysko Bambo Murzinek,
blank corny, mały, lokaty synek.
Corno mo matka, łojca cornego,
onkla i tanta, ołpy i kozdego.
Mo piykno chałpa, by jom zbudować
cza mieć patyki, deski i trowa
Bo przeca lepszyj chałpy nie czeba
Jak sie rok cołki hic leje z nieba.
Bezto to nagie som Afrykony
I mało który je łoblecony.
Bezto fest sporo se uśporujom
Bo copek, mantli nic nie kupujom.
Bambo Murzinek to mundry synek…
I ni mo w skole samych jedynek.
Bo se mundrości wkłodo do gowy
W swyj Afrykonskiej skole ze trowy.
W skole tyj ni ma ławek, tablicy
i gimnastycnej sali – by ćwicyć.
Tam wszystkie Afykonsie śkolorze.
Mają się od nos trosecka gorzyj,
Bo brak im heftów, taś ze ksionzkami,
Bezto po piosku pisom palcami.
A skuli tego tyz fajnie majom,
Bo im nic do dom nie zadowajom.
Jak już Murzinki w skole gód majom
To przerwa robiom i se śniodajom.
Ale ni majom taś ze śnitami,
Ani sklepiku ze kołockami.
Godny Murzinek se w las zaleci,
By se na drzewie fest pomaszkycić.
Może się urwać figi, daktyle
Lub po banany na drzewo wylyź.
A jak go susy to zamiast coli
Na fest sie wielko palma wgramoli,
Kaj sie napije blank zdrowego,
Mlycka z łożecha kokosowego.
My tu na ślusku, cy tam daleko,
Za siódmum górum, za siódmum rzekom…
Mieskajom ludzie – kozdy w swym domu
I to ni wodzi przeca nikumu.
Ze jedyn jy kołoc a inny daktyle.
Pomyślej o tym choćby bez chwile!
Na zakończenie zapraszam wszystkich, by spróbowali przeczytać te wiersze, nagrać się , a potem posłuchać samego siebie - efekt jest ciekawy, zapewniam, sam próbowałem.
Wszystkim tym którzy brali udział w przygotowaniu tego materiału bardzo serdecznie dziękuje i zapraszam do dalszej współpracy.
Witold Segeth
Źródła:
- Elementarz Śląski - Marek Szołtysek
- Różne strony internetowe z wierszami po Śląsku
- Tłumaczenie - Zofia Segeth, Elżbieta Kaczmarek, Edeltrauta Wengiel
- Zdjęcia i nagrania - Witold Segeth
- Opracowanie graficzne - SEGETH-NET